Kraina Kanału Oberlandzkiego

Logo 160. rocznicy otwarcia Kanału Elbląskiego
Kanał Elbląski - ilustracja z czeskiej książki podróżniczej
01 kwietnia 2024

Kanał Elbląski po czesku, czyli nikt nic nie wie?

    Data 1 kwietnia zobowiązuje. Skoro zaś na tej stronie Kanał Elbląski był już opisywany według źródeł niemieckich, austriackich, francuskich, anglosaskich czy nawet norweskich (!) - najwyższa pora na opis po czesku...

     Nie bez przyczyny jest choćby to, że w języku czeskim kwiecień - to duben, a dopiero maj – to květen. Z kolei Prima Aprilis to Zlomyslný April, czyli Złośliwy Kwiecień…, choć spotyka się również określenie Aprílový Žert lub Den Bláznů – co tłumaczenia raczej nie wymaga. Jednak przedstawione poniżej fragmenty książki to nie tyle czynienie żartów, co ukazanie jakże ciekawego, czeskiego spojrzenia na polską rzeczywistość...

 

Strona tytułowa książki Ladislava Zibury oraz autor przed jej drukiem w Czeskim Cieszynie, w 2019 r.

Strona tytułowa książki oraz autor przed jej drukiem w Czeskim Cieszynie, w 2019 r.

(źródło: archiwum L. Zibury)

 

    Ladislav Zibura (rocznik 1992) to czeski podróżnik-globtroter oraz autor wielu książek podróżniczych. Książka zatytułowana „Prázdniny v Evropě”, a więc „Wakacje w Europie” została wydana w 2019 roku, a opisane w niej podróże miały miejsce w 2018 r. Interesujące nas fragmenty „polskie” odnoszą się do wizyty, która odbyła się na przełomie maja i czerwca 2018 r.

 

Polskie etapy podróży Ladislava Zibury: Wągrowiec w województwie wielkopolskim oraz Wilczy Szaniec –  kwatera Adolfa Hitlera w obecnym województwie warmińsko-mazurskim

Polskie etapy podróży Ladislava Zibury: Wągrowiec w województwie wielkopolskim oraz Wilczy Szaniec –

kwatera Adolfa Hitlera w obecnym województwie warmińsko-mazurskim

(źródło: archiwum L. Zibury)

 

     Wiele objaśnia czeski opis tej książki:

    „Autostop nie umarł. To tylko niektórzy autostopowicze. Włóż kotlet między pieczywo i wyrusz na czwartą wakacyjną przygodę z Ladislavem Ziburą. Tym razem na piechotę czeka Cię 14.000 kilometrów przez Europę. W towarzystwie dziwacznych kierowców wyruszysz z gorących Aten przez dzikie Bałkany, ojczyznę i malowniczy region Bałtyku aż po koło podbiegunowe. Odkryjesz miejsca, które zawsze chciałeś odwiedzić, ale o których nigdy nie słyszałeś. A przekonasz się także, że żyjesz na najbardziej zróżnicowanym kontynencie świata.”

 

Odwiedzam cud natury

    Ale oddajmy głos autorowi.

  „Autostopem można pokonywać tysiąc kilometrów dziennie, ale ja nie planowałem czegoś takiego (...) trzeciego dnia podróży obudziłem się zaledwie dwieście kilometrów od granicy z Czechami – w Poznaniu.

     Było już po ósmej, ale na ulicach miasta wciąż panowała cisza sennego poranka. Święto Bożego Ciała było obchodzone przez Polaków już w jego wigilię. Kościoły były nadal zamknięte, więc wcześnie zaczynali w pubach i barach, gdzie szczególnie w długi weekend chwalili Boga. Odwiedzający zaciszne winiarnie byli świadkami cudownej przemiany wody w wino (…)

 

Poznański etap podróży Ladislava Zibury – ilustracje z książki Prázdniny v Evropě

Poznański etap podróży Ladislava Zibury – ilustracje z książki (źródło: L. Zibura: Prázdniny v Evropě)

 

    Zaledwie kilka przecznic dalej, na ulicy Warszawskiej, ogarnęła mnie zupełnie inna atmosfera. Za chwilę miała tędy przejść procesja religijna. Organizatorzy w kamizelkach odblaskowych dopracowywali ostatnie szczegóły dekoracji, policjanci przez radio potwierdzali zamknięcie, a panie w odświętnych strojach sprawdzały flagi i zdjęcia na balkonach. Było ich tak dużo, że musiałem wyłączyć automatyczne wykrywanie twarzy w aparacie. Nieustannie skupiał się na Jezusie Chrystusie i Papieżu Janie Pawle II (…)

 

    Oprócz duchowych i niekończących się rzędów zakonnic we wszystkich kolorach, w formacji dominowali starcy i odświętnie ubrane dzieci, które nie wydawały się zbyt entuzjastyczne. Było oczywiste, że procesja religijna stanowiła okazję do ubioru tych, którzy nie mogli jeszcze się obronić, w to, czego nie chcieli założyć, a następnie zmuszenia ich do przemarszu przez miasto. Procesja przebiegała w tempie przyjaznym nawet dla najstarszych uczestników. Dziewczynki w białych sukniach sypały kwiaty (…)

 

Skrzyżowanie rzek w Wągrowcu oraz informacja o "czeskim filmie" – ilustracje z książki Prázdniny v Evropě

Skrzyżowanie rzek w Wągrowcu oraz informacja o "czeskim filmie" – ilustracje z książki

(źródło: L. Zibura: Prázdniny v Evropě)

 

     Do Wągrowca zawiózł mnie Bartek, osiemnastoletni zawodnik kajakowy – amator. Kierowcą był zaledwie dwa miesiące, a mimo to jechał bardzo energicznie (…) Procesję religijną określił na przykład jako „marsz pingwinów” – zapewne w nawiązaniu do szat sióstr.

    Szybko i bezkompromisowo „objechał” też swoje rodzinne miasto. „Wągrowiec to takie bezużyteczne miasteczko na odludziu. Nie mogę się doczekać wyprowadzki” – powiedział młody patriota, kiedy podrzucił mnie do miejscowości (…) Centrum Wągrowca to właściwie tylko skrzyżowanie z kilkoma pubami i pizzerią, ale tuż obok banera reklamującego pizzę znajduje się ważny kierunkowskaz.

      SKRZYŻOWANIE RZEK, przeczytałem wyblakłe litery i ruszyłem wzdłuż porośniętego trzciną strumienia (…)

 

Kierunkowskaz do skrzyżowania rzek w Wągrowcu – nad rzeką Wełna

Kierunkowskaz do skrzyżowania rzek w Wągrowcu – nad rzeką Wełna, z reklamą diametralnie odmienną od pizzy

(źródło: GoogleMaps)

 

    Bliźniacze rzeki Wełna i Nielba przecinają się w tym wyjątkowym miejscu, ale nie tworzą zbiegu (...) Wśliznąłem się do wody, żeby lepiej poczuć zjawisko przyrody. Przepłynąłem pomiędzy liliami wodnymi i dałem się ponieść nurtowi obu rzek (...)

 

(Nie)Znany nam Wągrowiec?

      We wpisie na swoim facebooku, Ladislav Zidura pod datą 31 maja 2018 r. stwierdził:

      Právě jsem po kolena ve vodě na křižovatce řek. Řeky se u města Wagroviec kříží, ale nevlévají se do sebe.

Na světě jsou jen dvě taková místa. Tohle je jedno z nich.

     Sice jsem se ke křižovatce řek potácel pět hodin, ale stálo to za to. Nic zajímavějšího už v Polsku neuvidím.

 

Zrzut ekranowy ze strony internetowej Ladislava Zibury

Zrzut ekranowy ze strony internetowej Ladislava Zibury

(źródło: Facebook)

 

      W tłumaczeniu na język polski znaczyło to:

     Jestem teraz po kolana w wodzie, na skrzyżowaniu rzek. Rzeki krzyżują się w miejscowości Wągrowiec, lecz nie łączą się ze sobą. Są tylko dwa takie miejsca na świecie. To jest jedno z nich.

     Do skrzyżowania rzek wlokłem się pięć godzin, ale było warto. Nic ciekawszego w Polsce nie zobaczę...

 

     Czy rzeczywiście nic ciekawszego nie zobaczył? Sądzić wypada, że jednak ujrzał – i to znacznie więcej…

 

Strona tytułowa książki i strona z opisem rzecznego skrzyżowania w Wągrowcu

Strona tytułowa książki i strona z opisem rzecznego skrzyżowania w Wągrowcu

(źródło: Żegluga i kanały żeglowne dawnej Rzeczypospolitej)

 

     Uwaga: To ciekawe, że Czech Zibura wiedział o rzecznym skrzyżowaniu w Wągrowcu. Tak się złożyło, że w tym samym czasie na ukończeniu była książka, wydana pod koniec 2018 r. - „Żegluga i kanały żeglowne dawnej Rzeczypospolitej”. Tamże, w „Aneksie tunelowo-akweduktowym” opisano powyższy wodny fenomen.

 

Czeski film – polskie nieporozumienie

     Według omawianej książki: „Naród czeski przeniknął nie tylko do serc Polaków, ale także do słowników frazeologicznych. Na przykład Polacy używają określenia „czeski film” na określenie czegoś niezrozumiałego, podobnie jak nasza „hiszpańska wioska”.

     Nazwa ta podobno pochodzi z 1947 roku, kiedy czeska komedia wojenna „Nikt nic nie wie” odniosła w Polsce wielki sukces. O ile eposy heroiczne są dla Polaków dobrze zrozumiałe, o tyle szalony film o ukrywaniu ciała zmarłego SS-manna był dla nich jak z innego świata...”

 

Kadry z czeskiej komedii filmowej „Nikt nic nie wie” z 1947 r.

Kadry z czeskiej komedii filmowej „Nikt nic nie wie” z 1947 r.

(źródło: www.youtube.com)

 

     Uwaga odredakcyjna : Czeski film „Nikt nic nie wie” w 1947 r. rzeczywiście mógł być wówczas sytuacyjnie niezrozumiały i uważany przez Polaków dosłownie i zgodnie z tytułem – za jakby z innego świata, w kontekście naszych doświadczeń wojennych, w tym Powstania Warszawskiego. Pomijając fakt, że ukrywane, rzekome ciało SS-manna, było faktycznie ciałem SA-manna – to nie sprawił to czeski ruch oporu, ale poślizgnięcie się tegoż na szpulce od nici (!), co spowodowało nie śmierć, ale utratę przytomności...

 

     Ponadto perypetie z próbą ukrycia domniemanych zwłok doprowadzają nawet do wybuchu powstania (w gmachu opery), ale 30-sekundowego (!), które jeszcze się nie zaczęło, a już skończyło... Niemcy strzelają albo sami do siebie, albo tak, że nikt nie ginie. Ostatnia scena to wręcz kulminacja absurdu – nasz SA-mann, siedząc okrakiem na ogonie lecącego (!) Spitfire'a, ostrzeliwuje (oczywiście niecelnie) uciekających czeskich bohaterów, siedzących 3 m dalej w kabinie, po czym spada ku ziemi. Oczywiście nie wiadomo, czy ostatecznie zginął... Prawdopodobnie...

 

Kadry z czeskiej komedii filmowej „Nikt nic nie wie” z 1947 r.  - końcowe sceny

Kadry z czeskiej komedii filmowej „Nikt nic nie wie” z 1947 r.

(źródło: www.youtube.com)

 

    „Kolejnym zwrotem kojarzonym z Czechami jest „czeski błąd” – odnosi się on do literówki w postaci pomieszania dwóch sąsiadujących ze sobą liter. Według czesko-polskiego księdza Zbigniewa Czendlika określenie to najprawdopodobniej nawiązuje do podobieństwa niektórych czeskich i polskich słów, które mają po prostu porozrzucane litery – np. kapr/karp czy kopřiva/pokrzywa.

     W języku polskim istnieje też mniej miły idiom „czeski Pepik”, którym Polacy określają nasze szwejkostwo i tchórzostwo w dziejowych momentach historii.”.

 

Polsko-czeskie relacje

     „Szybka zmiana kierowców dała mi możliwość rozpoczęcia badania dziwnego zjawiska – tego, że Polacy nas lubią. Szczerze lubią (…)

     Każdy podróżnik wie, co reszta świata myśli o Czechach: zupełnie nic. Wyjeżdżając za granicę, zaraz po zdaniu „jestem z Czech” musimy wyjaśnić, że Czechy to kraj wokół Pragi. Komuś, kto nie zna Pragi ani Czechosłowacji, musimy przedstawić tajemniczy „Čepablik” (Czechy) jako kraj sąsiadujący z Niemcami, a przynajmniej część Europy (…)

 

Ruchome wydmy na terenie Słowińskiego Parku Narodowego – ilustracje z książki Prázdniny v Evropě

Ruchome wydmy na terenie Słowińskiego Parku Narodowego – ilustracje z książki

(źródło: L. Zibura: Prázdniny v Evropě)

 

     Bardziej dociekliwym obcokrajowcom wyjaśnimy wówczas, że nie jesteśmy już i nigdy nie byliśmy częścią Jugosławii oraz przedstawimy kilka podstawowych różnic pomiędzy Czechami a Czeczenami (…)

     Jednak jest kraj, w którym znają naszą historię i dobrze ją przedstawiają, kochają naszą muzykę i filmy, a nawet nas lubią. Tym krajem jest Polska (…) Potem wielokrotnie zastanawiałem się, dlaczego nie odwzajemniamy Polakom ciepłych uczuć. Tylko dlatego, że kiedyś dodali nam soli do frytek?”.

 

„Muzyka” Disco Polo

   „Disco polo to taki gatunek muzyczny, który przejmuje proste rytmy pieśni ludowych i weselnych, przekształcając je w formę elektroniczną. Rezultat brzmi podobnie do Michala Davida, któremu towarzyszą odgłosy pralki Tatramat podczas wirowania.

    Disco polo powstało w Polsce na przełomie lat 80. i 90., a ponieważ płyty i kasety tego gatunku sprzedawano wówczas na ulicach, nazywane jest także muzyką chodnikową. Wraz z pojawieniem się YouTube muzyka ta stała się niezwykle popularna, ponieważ ludzie mogą potajemnie odtwarzać ją w domu.

     Niewiele osób przyzna się, że słucha disco polo, ale tak się składa, że wszyscy znają słowa piosenek i automatycznie poruszają nogami w rytm. Nagrania disco polo to najchętniej oglądane filmy w polskim internecie – mają ponad 100 milionów wyświetleń (…)

 

Gdańskie kamieniczki oraz hity Disco Polo – ilustracje z książki Prázdniny v Evropě

Gdańskie kamieniczki oraz hity Disco Polo – ilustracje z książki

(źródło: L. Zibura: Prázdniny v Evropě)

 

     Gdy tylko otworzyłem drzwi, powitało mnie pierwsze upiorne znalezisko. Obok pustych butelek po piwie na kanapie leżała kolekcja nośników CD disco polo. „Co, nie podoba ci się?" – kolega z tylnego siedzenia zauważył moją przerażoną minę. „Nie, nie, disco polo jest świetne", zmusiłem się do autostopowiczowej uprzejmości i wsiadłem (…)

     Obecność rodzimych pracowników dała mi możliwość prowadzenia badań językowych. Ich polski był nieco inny od tego, który znałem od kulturalnych starszych kobiet. Był treściwy aż do zwierzęcości, z wyraźną intonacją słów „kurwa” i „jebać”.”

 

Niemiecka robota – chluba polskich inżynierów

     Autostop to nie tylko kwestia cierpliwości, ale także umiejętności improwizacji. Na początku myślałem, żeby polecieć z Gdańska do Argentyny i nigdy nie wracać do Europy. Zdradziła mnie jednak prognoza pogody, która zapowiadała deszcz dla Argentyny. Próbowałem więc umówić się na wspólny przejazd z pewną panią Swietłaną, ale odpowiedź nigdy nie nadeszła.

 

Kanał Elbląski – ilustracje z czeskiej książki Prázdniny v Evropě

Kanał Elbląski – ilustracje z czeskiej książki

(źródło: L. Zibura: Prázdniny v Evropě)

 

      W końcu o szóstej wieczorem dotarłem na dworzec Gdańsk Główny i kupiłem bilet do Ostródy. W Ostródzie są statki. Mówiąc dokładniej, zaczyna się tam Kanał Elbląski, który wraz z polską fabryką koncernu samochodowego Fiat stanowi największy cud techniczny w kraju.

 

     W przypadku Fiata są to samochody włoskie wyprodukowane w Polsce, którymi nadal można jeździć. W przypadku Kanału Elbląskiego, to sto pięćdziesiąt kilometrów szlaku kanałowego zbudowanego przez Niemców na terenie Prus, który dziś stanowi największy cud polskiej inżynierii.”

 

     Przechodząc do sedna sprawy: „Kanał Elbląski. Sieć kanałów łączących jeziora mazurskie z Morzem Bałtyckim powstała w latach 1844-1860 według projektu niemieckiego inżyniera Georga Steenke. Ponieważ statki pokonywały na swojej trasie niezwykle duże różnice wysokości, Steenke musiał wprowadzić szereg innowacji technicznych.

     Rejs jest możliwy tylko dzięki wyrafinowanemu systemowi śluz i pięciu wind, które poruszają statki po torach na lądzie. Wygląda to tak, że statki, nawet z pasażerami, płyną przez łąkę. Polacy przyjęli Kanał Elbląski jako swój, jednak Kraina Jezior Mazurskich w chwili jego powstania należała do Prus – do Polski przyłączona została dopiero po II wojnie światowej.”

 

Wyciąg narciarski w Ostródzie i Kanał Elbląski

Fotografie ze strony internetowej Ladislava Zibury. Po lewej – widok wyciągu nart wodnych na Jeziorze Drwęckim

w Ostródzie. Po prawej – fragment kanału pomiędzy Ostródą i Miłomłynem

(źródło: www.instagram.com)

 

Ostródzki epizod

    „Siedziałem w Ostródzie, popijając Kofolę (bezalkoholowy napój gazowany, jeszcze czechosłowacki, rywalizujący z Coca-Colą – przypis C.W.), którą Polacy kochają tak samo jak my. Patrzyłem na rozległe jezioro, nad którym właśnie zaszło słońce.”

 

     Uwaga odredakcyjna: zbiegiem okoliczności czeski autor książki trafił niewątpliwie do „czeskiej” knajpki w Ostródzie o nazwie „Hospoda u Jezera”, czyli Gospoda nad Jeziorem, a konkretnie J. Drwęckim, przy przystani Żeglugi Ostródzko-Elbląskiej. Mógł tam więc zamówić Kofolę, nabierając mylnego przeświadczenia o popularności tego napoju w kraju nad Wisłą (tudzież Drwęcą)...

 

Czeski napój "kofola"

Czeski napój "kofola" (źródło: czasopismo.legeartis.org)

 

     Kontynuując opowieść: „Och, młody człowieku, kiedy byłem w Hollywood, nie możesz sobie wyobrazić, jak tam było pięknie. „Pracowałem tam dziesięć lat” – powiedział mi w doskonałej amerykańskiej angielszczyźnie dziko wyglądający starszy mężczyzna. Miał na sobie odblaskową kamizelkę, przyjechał do pubu na rowerze z flagą, mocno ściskając klucze i powtarzając: „moje klucze są bardzo ważne” (...)

 

Czeska knajpka w Ostródzie – widok zewnętrzny w czerwcu 2016 r.

Czeska knajpka w Ostródzie – widok zewnętrzny w czerwcu 2016 r.

(źródło: Hospoda u Jezera)

 

     Zaprosiłem pana na piwo i wysłuchałem jego historii. Każde miasto ma swojego miejscowego wariata, jednak większość z nich nie mówi płynnie amerykańskim angielskim. „Mam dużego syna. Naprawdę dużego. „Mierzy sześć stóp wzrostu" - opisał mi pan. Barman wściekłym gestem nakazywał mi, żebym się go pozbył, ale jego obecność mnie uszczęśliwiała.

    Dziwni ludzie są solą każdej podróży. W ich obecności wędrowiec czuje się jak wytworny gentleman, a ponadto robi sobie przerwę od zwykłych rozmów o tym, że Czesi mają dobre piwo, że w Karlowych Warach jest pięknie i że tegoroczne lato jest gorące (...)

 

Krecik z czeskiej knajpki w Ostródzie - widok wewnętrzny w 2018 r. i 2019 r.

Krecik z czeskiej knajpki w Ostródzie - widok wewnętrzny w 2018 r. i 2019 r.

(źródło: Hospoda u Jezera)

 

      Pan wlał w siebie resztę kufla i wyjaśnił mi, że wrócił do Polski tylko dlatego, że człowiek jest istotą omylną. Potem uścisnęliśmy sobie dłonie i udaliśmy się do swoich kwater. Pan wsiadł na rower i pojechał gdzieś w stronę jeziora, ja udałem się na niewielki pas zieleni oddzielający drogę od linii kolejowej.

 

    Prześliznąłem się obok domku dróżnika i położyłem się pod drzewem tuż obok żywopłotu. Leżałem zaledwie pół metra od chodnika, po którym w miarę upływu wieczoru ludzie szli coraz bardziej chwiejnym krokiem. Choć pod świecznikiem może być ciemno, pod latarnią nie było ani trochę. Nikt jednak nie przejmuje się osobą śpiącą w parku - i przynajmniej nie mógł mnie przeoczyć żaden pijak, który chciał sobie ulżyć w krzakach.”

 

Perypetie z komarami

     „Chociaż przed pójściem spać dokładnie wysmarowałem się środkiem odstraszającym, komary atakowały mnie przez całą noc. Podejrzewałem, że spodobał im się ten odstraszacz i teraz wąchają go jak rozcieńczalnik.

      W końcu myślę, że komary naprawdę lubią turystów biwakujących w śpiworach. Wysysanie ludzkiej krwi nie wygląda tak w ciągu dnia – komar nigdy nie wie, skąd nadejdzie dłoń. Jednak w nocy ludzie dobrowolnie owijają się w śpiwory, co uniemożliwia im nawet odpędzenie komarów, a co dopiero ich zabicie.

     Moim zdaniem etykieta „śpiwór” wprowadza zatem w błąd na terenach, gdzie występują komary. O wiele trafniejszą nazwą byłoby coś w rodzaju „kaftan bezpieczeństwa do cichego karmienia komarów”.

 

Mapka z fragmentem trasy opisanej w książce Ladislava Zibury

Mapka z fragmentem trasy opisanej w książce Ladislava Zibury

(źródło: www.knihydobrovsky.cz)

 

Początek rejsu

    „Pomimo kiepskiego snu, tym razem wkroczyłem w nowy dzień energicznie i pełen życia. Obudził mnie deszcz. Szybko strząsnąłem ślimaki ze śpiwora, spakowałam go do plecaka i przeszedłem obok domku zaskoczonego dróżnika.

    

     Następnie kupiłem bilet w biurze żeglugi, śniadanie w piekarni i wszedłem na statek. Miałem w dłoni kawę, aparat na szyi i wyraz twarzy tak poważny, że zmyliłem współpasażerów. Wystarczyło zrobić zdjęcie naszej skromnej grupie, a już strofowała mnie polska seniorka: ,,Jesteś z gazety? Ale my nie chcemy być w gazecie!” – zawołała z naciskiem. Reszta grupy pokiwała głowami na znak zgody, jeden z panów nawet wyciągnął rękę w stronę aparatu.

     „Nie bójcie się. Żadna gazeta, to tylko dla mojej mamy” – uspokoiłem podejrzliwego emeryta i wróciłem na swoje miejsce. Jednocześnie nie mogłem uciec od faktu, że bojowniczka ruchu oporu wciąż przyglądała mi się kątem oka (...)

 

Puzzle w reklamą Żeglugi Ostródzko-Elbląskiej w 2018 r. – statek z "plastikową" plandeką

Puzzle z reklamą Żeglugi Ostródzko-Elbląskiej w 2018 r. – statek z "plastikową" plandeką

(źródło: Żegluga Ostródzko-Elbląska)

 

    Po kilku minutach do naszej wesołej grupy dołączyło jeszcze kilkanaście dzieci wraz z nauczycielką. Dawniej obecność wycieczki szkolnej oznaczała złe wieści, ale na szczęście czasy się zmieniły.

     Dzieci wpatrywały się w ekrany telefonów, zadowolona nauczycielka wyciągnęła z torebki czasopismo, a jedyne odgłosy wydawali seniorzy, którzy głośno komentowali. W latach ich młodości tak nie było. W tamtych czasach podczas wycieczek szkolnych schroniska szkolne były wysadzane w powietrze. Następnie wspomnienia seniorów i milczenie młodzieży zostały zagłuszone przez dźwięk silnika i statek zaczął się poruszać.”

 

Rejs kanałem

    „Przepłynęliśmy jezioro (Drwęckie – przypis C.W.), odstraszyliśmy ryby rybakom i weszliśmy na kanał żeglowny, szeroki akurat na jeden statek wycieczkowy. Jego wąska linia brzegowa odwzorowywała las tak blisko, że można było wyskoczyć ze statku na grzyby, a gdzie indziej wystarczyło wyskoczyć na brzeg i pobiec kwitnącą łąką (...)

 

Fotografie ze strony internetowej Ladislava Zibury. Widoki kanału pomiędzy Ostródą i Miłomłynem

Fotografie ze strony internetowej Ladislava Zibury. Widoki kanału pomiędzy Ostródą i Miłomłynem

(źródło: www.instagram.com)

 

     I choć wydawało się, że do kanału nie ma dróg dojazdowych, to od czasu do czasu znajdował się tam samotny budynek ze starannie utrzymanym ogrodem. Podobały mi się krajobrazy i słuchałem odtwarzanego nagrania w języku polskim, dzięki czemu dowiedziałem się, jakie zwierzęta możemy zobaczyć, gdyby nie padał ulewny deszcz, a nasz statek nie był przykryty nieestetycznymi plastikowymi płachtami. Potem przestało padać, załoga zwinęła plastikowe prześcieradła i wyszło słońce.

 

     Dzieci zwiększyły jasność ekranów swoich telefonów, a ptaki zawładnęły przestrzenią powietrzną. ,,Zróbcie to zdjęcie do gazety. Nie nam, starym ludziom” – szturchnęła mnie pani, która nie porzuciła swojej wersji rzeczywistości. „I napisz tam też, że papież Jan Paweł II był tu na przejażdżce” – poinstruowała mnie następnie samozwańcza redaktorka (...)

 

Fotografie ze strony internetowej Ladislava Zibury. Autor książki w czapce kapitańskiej

Fotografie ze strony internetowej Ladislava Zibury. Autor książki w czapce kapitańskiej

(źródło: www.instagram.com)

 

      Aby także cieszyć się cudami techniki, przedostałem się na mostek. Do kontroli kierownictwu wystarczyło udowodnienie obywatelstwa czeskiego. Po kilku słowach po czesku kapitan podał mi czapkę i na chwilę ster, podczas opowieści o Karlowych Warach.

    Właśnie wchodziliśmy do śluzy, kiedy do pomieszczenia weszła kobieta po pięćdziesiątce, z mocnym makijażem. Po mostku rozniósł się odurzający zapach bzu i kapitan zaczął być zapylany jak przez pszczołę. Z dokładnością przejeżdżał przez gigantyczne żelazne wrota, ciesząc się naszym zainteresowaniem. „Jestem żonaty od dwudziestu lat, nie ma mowy, żebym nie trafił w taką dziurę" – wypalił nagle niezbyt „wysokich lotów” humorem (...)

 

     Uwaga odredakcyjna: Było nie było, autor relacji jest jednak obcokrajowcem – tak więc mógł czegoś do końca nie zrozumieć lub coś przeinaczyć... Takiej też wersji trzeba się trzymać...

 

     Zapylanie jednak się powiodło. Pięćdziesięciolatka zaśmiała się, aż się puder posypał „A ja przeciwnie, admirale, jestem całkiem samotna” – oznajmiła kokieteryjnie. Potem przytuliła się do kapitana pod pretekstem zrobienia zdjęcia i było dla mnie oczywiste, że właśnie straciłem dowództwo.”

 

Czeskie fotografie pochylni kanałowych. Od lewej: suchý skluz/pochylnia z suchym grzbietem,  loď na vozíku/statek na wózku oraz strojovna/maszynownia

Czeskie fotografie pochylni kanałowych. Od lewej: suchý skluz/pochylnia z suchym grzbietem,

loď na vozíku/statek na wózku oraz strojovna/maszynownia

(źródło: cs.wikipedia.org)

 

Nieoczekiwana zmiana miejsc...

    Niestety, na tym kończy się, a wręcz urywa czeski opis Kanału Elbląskiego. Otóż książkowy bohater nagle przemieszcza się na tereny Wielkich Jezior Mazurskich i kwatery Hitlera w Gierłoży, po czym obiera kierunek na Litwę i kraje bałtyckie...

 

Jazda po pochyłej ulicy wózka z rzekomym ciałem SA-manna. Kadry z czeskiej komedii filmowej  „Nikt nic nie wie” z 1947 r.

Jazda po pochyłej ulicy wózka z rzekomym ciałem SA-manna. Kadry z czeskiej komedii filmowej

„Nikt nic nie wie” z 1947 r. (źródło: www.youtube.com)

 

     Nie ma opisu jazdy łodzią na wózku (loď na vozíku) po pochylniach kanałowych, czyli jest to taki opis kanałowy w stylu: Czeski film - Nikt nic nie wie”...

 

 

Cezary Wawrzyński

Ostróda, styczeń 2024 r.

 

    Ps. Już po opublikowaniu niniejszego artykułu kpt. żeglugi śródlądowej Janusz Miszewski zauważył, że nawet tytułowy rysunek Kanału Elbląskiego jest kopią zdjęcia z 2011 r. przedstawiającego statek typu SPJD "Anita" na rzece Elbląg, płynący z Elbląga do Krynicy Morskiej, a więc nie Kanałem Elbląskim.

 

Ilustracja z czeskiej książki oraz statek "Anita" płynący na wody Zalewu Wiślanego

Ilustracja z czeskiej książki oraz statek "Anita" płynący na wody Zalewu Wiślanego

(źródło: zbiory J. Miszewskiego)

 

     Dodano też słońce, zachodzące gdzieś na północy (!), kiedy na oryginalnym zdjęciu był to początek dnia, a słońce operowało od strony wschodniej. W tym jednak przypadku Czechom, ze względu na pływającego po tych wodach św. Wojciecha, należy to wybaczyć...

 

Galeria zdjęć